Nic...

Teraz nie ma już nic...
Kiedyś byłeś zawsze,
Teraz nie ma już nic...
Nie ma Ciebie,
Nie ma ciepła,
Nie ma słodyczy...
Nie ma już nic...
Są tylko łzy,
Łzy i tęsknota,
Po wieczność...
Teraz nie ma już nic...
Nie ma pocałunków,
Nie ma radości,
Nie ma piękna...
Wszystko jest szare i głupie.
Bezsensowne.
Bezcelowe.
Bezbarwne...
Teraz nie ma już nic...

Heaven Can Wait

Niebo Może Poczekać...
Niebo zabrało Cię tak wcześnie...
Za wcześnie...
Nie wiadomo co mógł byś śpiewać,
Ale nawet,
Nawet gdybyś śpiewał o warszawskich bazyliszkach,
Twój głos stworzył by z tego arcydzieło...
Niebo może poczekać...
Może,
Tak jak ja muszę tęsknić,
Muszę płakać co noc,
Muszę patrzyć w gwiazdy z nadzieją...
Niebo może poczekać...
                ***

Miłość i wszystko co z tym związane

Zakochanie( z dedykacją dla J.B. )
Kochać to nie zabawa,
Całować to nie igraszka,
Tęsknić to nie zmyślenie.
Zakochać się łatwo,
Serce oddać innemu,
Całować go gorąco,
Aby tęsknić bez końca...
              ***
Miłość to nie drobiazg( z dedykacją dla J.B. )
Zrezygnujesz ze wszystkiego dla Ukochanego.
Najpierw z drobiazgów,
A potem ze wszystkiego.
Śmiałaś się kiedyś głośno,
Lecz ten dźwięk pomału zanika,
Aż całkiem znika.
Kiedyś posyłałaś uśmiech za każdym,
Radosny i prawdziwy.
Stracił jednak on swoją radość
I stał się sztuczny
Jak makijaż.
Jedyne co ci zostanie
I będzie w tobie prawdziwe
To łzy i tęsknota,
Bo miłość to nie drobiazg...

Jolanta i Łukasz

Okruch Lodu( z dedykacją dla Lucy )
Zimny pych przykrył ziemię,
Mrożąc wszystko dookoła.
Jednak mimo płatków śniegu
Miłość nie wygasła.
Zakochało się dziewczę boleśnie,
Bo w przystojnym młodzieńcu,
Co jednak zamkną swe serce na świat.
Nie widział, ani jej łez,
Ani płatków śniegu.
Ludzie mawiali,
Że mu przejdzie,
Że znajdzie ukochaną.
Jolanta, bo tak się dziewczę zwało,
Miało w sercu nadzieję,
Że to ona będzie tą,
Tą, która zabierze z serca jego okruch lodu.
Młodzieniec, 
A Łukasz go zwano,
Jednak mimo okruchu lodu w jego sercu,
Rozpoczął poszukiwania kobiety.


Jolanta szła brzegiem rzeki
Spoglądając na lód.
Na jej twarzy widniały łzy.
Łzy,
Które wylewała za Łukasza.
Szedł i on tedy koło rzeki. 
Głowę spuścił,
Bo się zakochał,
W dziewczynie pięknej,
Ale obawiał się,
Czy ona nie ma już ukochanego...?
Łzy same zaczęły spływać po jego twarzy...


Wpadli na siebie,
Obydwoje we łzach z miłości powodu.
Pomógł jej wstać,
Spojrzeli sobie w oczy...
I zrozumieli,
Że to miłość kazała się im spotkać.
Ten ruch był spontaniczny,
Automatyczny.
Chwycił ją w silne ramiona,
Ale delikatnie,
I przyciągną do siebie,
Jakby zaraz mieli się rozstać na zawsze.
Jolanta przytuliła go mocno
I zatopiła usta w gorącym pocałunku...


Mijały dnie i mijać zaczęła i zima.
Łukasz jednak nie był najwspanialszy.
Uciekł pierwszej nocy,
Po czym powrócił po kilku nocach zmordowany.
Jolanta zajęła się jego zdrowiem
I nie opuszczała go wcale...
Szybko wrócił do zdrowia,
Znów uciekł do boru. 
Dziewczyna wylewała łzy w samotności...


Wraz z ostatnim płatkiem śniegu,
Wraz z ostatnim powiewem zimnego wiatru,
Spłynęła jej ostatnia łza...
Poszła nad rwącą już rzekę,
Nie zamierzała zmarnować dla niego kolejnej pory roku.
Nie chcąc żyć dalej w samotności,
Oddała ciało rzece,
A duszę Bogu...


W tydzień po jej śmierci wrócił,
Wrócił zdrajca.
Zdrajca miłości,
Przez którą zginęła młoda miłość.
Zaraz pytał,
"Gdzie moja ukochana",
A ludzie mówili,
Że ciało rzeka zabrała,
A Bóg duszę.
Łukasz zmartwił się okrutnie,
Że to z jego powodu ginie młode dziewczę
I on rzucił się do rzeki,
Na dowód, 
Że ją kocha
I żałuje...





Werewolf's

Wilczy Naród
W nocy uciekniemy,
Do lasu,
Do rodzinnych stron...
Do szumiących dębów,
Do wysokich sosen.
Do jaskiń czarnych jak noc,
Do łąk zielonych,
Do Księżyca...
Niech nas prowadzą nozdrza,
Niech słuch ustrzeże przed myśliwym,
Niech wzrok ukaże las rodu Wilczego...
Niech w naszych żyłach zapulsuje Czysta Krew,
Niech świat usłyszy nasz zew łowczy,
Który krew mrozi w żyłach!
Niech staną daniele,
Niech staną łosie,
Niech staną orły,
Słysząc Nas,
Naród,
Który powstał!
Naród,
Który pokonał Śmierć!
Naród,
Który pokonał Miecz Przeznaczenia!
Naród,
Który nigdy się nie podda!
Wilki wszędy zawyją,
A Wilkołaki powrócą w chwale...

Bassi :*

Basshunter( z dedykacją dla J.B. no i Basshuntera :* )
W Szwecji urodzony,
Z darem od Boga...
Głosem potężnym jak piorun,
Pięknym jak paw,
Delikatnym jak jedwab...
Od chwil pierwszych chwil muzycznych
Zachwycał miliony swoim talentem.
Tańcem porywa każdego,
Obojętnie od wieku,
Języka czy koloru skóry.
Pokazał nam,
Że nigdy nie należy się poddawać,
Że należy walczyć aż do śmierci.
Pokazał,
Że  możemy chodzić po wodzie,
Że możemy latać.
To i wiele więcej daje nam Jego muzyka...

Miłość po raz kolejny...

Trochę Poświęcenia
Zjawiłeś się w ciemności niczym,
Niczym Czarny Anioł,
Który świecę niósł.
Podałeś rękę,
Podniosłeś z kamieni.
Przetarłeś łzy,
Uśmiechem zalśniła moja i Twoja twarz...
Było ciężko,
Nie akceptowali Nas nigdzie...
Ani mnie,
Ani Ciebie...
Jednak miłość nie pozwalała,
Nie pozwalała Nam się poddać...


Jednak Bóg nie zostawił nas samych.
Mnie i mojego Czarnego Anioła.
Na Naszej drodze nocy ciemnej,
Stanęła jakby znikąd postać.
Rzekła,
"Księżyc w pełni świeci,
Chodźcie do mojej gospody,
Aby żaden likoport was w kły nie złapał".
My ze słowem podzięki podążyliśmy za nią.


W gospodzie było ciepło i przytulnie.
Ogień wesoło grał w piecu.
Dano nam co jeść,
Dali co pić.
Dali ciepło,
Dali pokój,
Mimo iż nigdzie nie chcieli nas przyjąć.


W pocałunku gorącym zanurzyliśmy się,
Ja i Ty.
Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie...
Jednak Ty ją przerwałeś,
Utraciła swój czar.
Mówiłeś,
Że tak będzie lepiej...
Znowu zapadła ciemność...
Ty uciekłeś w nocy,
Bez pożegnania...
Znowu zostawiając mnie w ciemności,
Mój Czarny Aniele...


Błądzę, 
Próbując odnaleźć Ciebie...
Mnie stać na tę Odrobinę Poświęcenia,
Na które nie było Cię stać...
                    ***
Zielony Gaik I
Zielony Gaik,
Jak gwiazdka na niebie,
A ja ciągle szukam Ciebie...
***
Zielony Gaik II
Zielony Gaik,
Jak gwiazdka na niebie,
A ja ciągle szukam Ciebie...
Czekam na Twój głos,
Czekam na Twój uśmiech,
Czekam na całego Ciebie...
I żałuję, 
Że nie zatrzymałam Ciebie...
***







Miłość

( z dedykacją dla J.B. )
W nieznanych odmętach miłości szukała...
Nigdzie jednak jej nie było...
W świecie ciemności,
Bólu i cierpienia,
Nie miałam nic.
Jednak w zmyślonym,
Nie poznanym świecie?
Tam znalazłam Cię.
A może to Ty mnie,
Jak podstępny myśliwy złapałeś w sidła?
Sidła miłości?
Nie w znam końca,
Ale żyję nadzieją,
Że mimo kilometrów które dzielą nas,
Nasza miłość przetrwa
Próbę czasu.
Mijającego i zabierającego wszystko...
Jeśli mogę, 
To pragnę,
Abyś Ty nigdy nie zwątpił,
W moją miłość.
Abyś Ty nigdy nie zatrzymywał się 
W wyścigu życia.
Abyś Ty nigdy nie zrujnował sobie życia
Przeze mnie...
#####################################
( z dedykacją dla J.B. )
Twój wzrok przeszywa mnie co dzień,
A ja w Twe piękne, błękitne oczy
Spoglądam i na całe piękno Twoje.
Mijamy się, 
Każde milczy...
Jednak ja słyszę bicie Twojego serca,
A ty mojego.
Jesteś jak podmuch wiatru na cmentarzu
W gorąc dzień.
Ochładzasz na chwilę,
Gdy jesteś.
Ale później opuszczasz,
Zostawiasz,
Bez nadziei na spotkanie kolejne.
W samotności trwam,
Czekając na twe piękne, błękitne oczy...
##################################
( z dedykacją dla J.B. )
Ciepły wiatr przywiał mnie nad Złote Jezioro...
Nikogo tam nie mal nie było...
Było cicho i pusto...
Moje serce tęsknie biło,
Za przyjaciółmi..
Lecz nagle jak w ciemnej jaskini światło,
Zjawiłeś się Ty.
Owiany mrokiem tajemnicy,
Zbliżałeś się i odchodziłeś,
Ale zawsze byłeś.
Nikt słowa nie wypowiedział,
Ale wszyscy wiedzieli,
Że wieczny łańcuch złapał nas,
Że nic nas nie rozłączy.
Miłości pas zaciskał się,
Zbliżając nas do siebie.
Czekałam na ten moment całe życie...
Zbliżyłeś się powoli,
Pomalutku...
Jak kot za myszką...
Delikatnie obiołeś mocarnymi ramionami.
Poczułam ciepło,
Prawdziwe.
Nasze usta zbliżały się i oddalały,
Ale rozłąki nie mogły znosić długo.
Połączyły się w gorącym 
I rozpalającym...
Pocałunku...
Nie wiem, czemu los jest taki okrutny...
Zimne, jesienne wiatry rozwiały nas na
Północ i południe,
Ale nie schłodziły naszej miłości.
Ciała były daleko,
Ale serca przy sobie.
Czułam twoją obecność
W każdym powiewie wiatru,
W śpiewie ptaków.
I nadal przy mnie jesteś...
Miłość nasza wygrała walkę z czasem
I z jeszcze większą radością spotkaliśmy się znów
Nad Złotym Jeziorem...
Nasza miłość jest obecna do dziś dzień,
Bo wytrzymała,
Bo wytrwała,
Bo nie poddała się.
Ja cierpię jak i Ty z powodu rozłąki,
Ale wiem,
Co to magia miłości,
Która trwa na wieczność...

Edward

Eqvin
Nienawidzę cię,
Ale czemu?
Bo tobie "podobni" odebrali mi duszę?
Odebrali mi najważniejszą osobę w moim życiu?
Boś koszmarem mym?
Czemu nie akceptujesz mnie i moich Przyjaciół?
Czego nie pojmujesz?
Mojego serca, duszy...?
Nie znasz mnie,
Drogi Eqvinie, 
Więc czemu oskarżasz mnie?
Moich Braci i Siostry?
Nienawidzę cię,
Boś zdrajca,
Bo porzuciłeś pamięć
I złamałeś czyjąś miłość...
Bo zniszczyłeś moje życie,
Mojego najbliższego Przyjaciela,
Zniszczyłeś moją przyjaźń...

TY

Dałam tobie...
Dałam tobie czas,
Dałam tobie noce,
Dałam tobie łzy,
Dałam tobie miłość,
Dałam tobie serce,
Dałam tobie duszę
Dałam tobie wszystko.
Ale ty uciekłeś niczym cień orła,
Znikającego w błękicie.
Został mi smutek,
Tęsknota i żal.
Żal, że zmarnowałam życie
Dla takiego...
                     &&&

Przytul :c

Kto mnie przytuli?
Wymagają ode mnie cudu,
A sami nic nie dają.
Krzyczą,
Krytykują,
A nie znają głosu mojego serca.
To zwykła zazdrość
Powtarzam sobie ciągle.
Jednak ja cierpię
I co noc, co noc
Pytam samej siebie
Kto mnie przytuli?
Jeden znalazł się odważny,
Który kroczy ze mną.
Nic od niego nie wymagam,
To on sam szczyty zdobywa,
A ja tylko podążam za nim.
On zna głos mojego serca
I robi co może,
Aby go uciszyć.
Ja ni od niego nie wymagam,
To on sam Saharę przechodzi,
A ja tylko za nim podążam.
Oskarżają mnie o brak uczuć,
Tolerancji.
Ja od nikogo nie odczuwam tolerancji,
A z uczuć to mnie chyba
Zimna woda rzeczywistości wyprała.
Samotności poznałam gorzki smak,
Ale i odrzucenia doznałam.
Kto mnie przytuli?
Nikt.
Bo nikt tak na prawdę nie wie,
Co mówi moje serce.
Jeden odważny,
Zanika czasem,
Ale go o to nie obwiniam.
Ja go kocham,
Ponieważ to on wytrwał przy mnie.
Ile kroć ocierał moje łzy?
Ile kroć całował na pocieszenie?
Ile kroć dawał obietnicę lepszego jutra?
Ja nic od niego nie wymagam,
To on morza i ocena przepływa najgłębsze,
A ja za nim tylko podążam.
 

Żyję się tylko raz...?

Nigdy
Nigdy nie puszczaj mojej ręki...
Nigdy nie przestawaj śpiewać...
Nigdy nie kończ grać...
Nigdy nie przerywaj tańca...
Nigdy nie znikaj,
A ja nigdy nie opuszczę Ciebie...
                         ***





Żyję się raz?
Ile masek przyjmowałam?
Nie wiem.
Chyba tysiące.
Może i nawet miliony,
Ale nikt tego nie zauważa.
Wszyscy jak marionetki
Snują się po tym świecie.
Bez radości, spokoju.
Byle by się nie spóźnić
Na ważne spotkanie.
Byle by dzieci do szkoły wysłać,
Wlać w siebie hektolitry kofeiny.
Byle ponarzekać na męża, żonę,
Na celluitu  co z boku się ukazuje.
Byle paść na poduszkę
I rozkoszować się snem.
I tak ciągle, ciągle,
Bez przerywszy co dziennie.
Żyję się tylko raz?
Poco marnować życie na byle oszustwo
Samego siebie?
Trzeba spojrzeć pod innym kontem.
A jeżeli dzisiaj zrobię sobie wolne
I zajmę się rodziną?
Może pośpię dłużej?
Czy jednak moje ciało nie jest cudowne,
Skoro wyszło z pod ręki najlepszego artysty
Boga?
Może jednak okażę miłość kochanej osobie?
Żyjemy tylko raz i nie zmarnujmy tego,
Na byle bzdury…
                ***

Żyję się tylko raz? II
Snuję się po świecie,
Pełnym bólu,
Zawiści, kłamstwa.
Wszystko przebija się przez tarczę
Obojętności i jak strzała
Rani serce moje.
Nikt tego nie widzi.
Bo co się przejmować dzieckiem
Z marzeniami?
Zakrywam twarz maską jak w przedstawieniu,
Ale noc kończy pokaz
I maskę czas zdjąć.
Płyną łzy tedy,
Jak rzeka,
Jak wodospad,
Jak wiatr co na polu hula.
Żyję tylko raz,
Ale umieram co noc.



Walentynki

Walentynki 14 luty
Droga Złamanych Serc
Z dedykacją dla samotnych w Walentynki
Serce mi uciekło.
Wyrwało się z piersi
I uciekło…
Teraz błądzę po Drodze Złamanych Serc,
Aby odnaleźć swoje.
Błądzę po ścieżynce serc złamanych,
I wołam moje.
Widzę serca,
Które uciekły z powodu miłości,
Pogrzebanej przyjaźni
Czy zaniedbania właściciela.
Porzucone i samotne serca wylewają łzy
Na szarą trawę. 
Kryją się za drzewami,
W krzakach,
 A nawet w koszach szukają schronienia,
W tę zimną noc.
Spotykam jedno,
Co przede mną nie uciekło.
Opowiada mi jak okrutny wiodło żywot.
Od pierwszych uderzeń chorobą opętane,
Jednak choroba odeszła
I jużci nadzieje miało na słońce.
Niestety, 
Los był okrutny dla niego.
Gdy po raz pierwszy poczuło ciepło
Miłości
Było z nim długo.
Jednak nadszedł smutny dzień
Rozstania
Szukało długo gdzie to drugie serce bije,
Jednak cisza mu odpowiadała.
Po roku, jeśli nie mniej, 
Doznało prawdziwej przyjaźni.
Takiej co winna trwać po wieczność.
I nie wiem czy tak długo
Trwać będzie.
Nosi taką nadzieję,
Mimo kłótni i sporów.
I trwa w tej przyjaźni.
Ale znów poczuło smak miłości.
Zaczynało bić mocniej, gdy go widziało.
Zastanawia się,
Ile serc dla niego bije.
Był to człowiek estrady,
Całkowicie poza zasięgiem.
Kochało i kocha w nim wszystko.
Uśmiech, głos, oczy, włosy,
Taniec, głos i muzykę.
Jednakże los odebrał i go,
Łapiąc go przedwcześnie w sidła Śmierci.
Rozpacz nim targnęła
I tak bije dla niego.
I płacze za nim,
Tęskni.
Uciekło z tego powodu, 
Że wytrzymać nie mogło.
Targającą nim zaginioną miłością,
Przyblakłą przyjaźnią
I okrutną miłością.
W tym, że momencie uświadomiłam sobie,
Że to moje serce.
I polały się łzy radości z ponownego spotkania.
Serce pojęło,
Że ja też tęsknię i cierpię razem z nim.
Że nie jest samo w bólu, 
Cierpieniu i samotności.
Walczę z tym, na co dzień,
Ale w nocy uczucia uwalniam.
Serce wróciło,
Szczęśliwe.
Wracając, miałam nadzieję,
Że wszystkie serca na tej drodze
Poczują ciepło w święto Walentego...